Stałam przed lustrem i doprowadzałam
swój wygląd do perfekcji. Zdecydowałam się na dopasowaną sukienkę w kolorze
błękitnym. Idealnie podkreślała to, co powinna. Co, jak co, ale ze swojej
sylwetki mogłam być dumna. Wąska talia, długie nogi. Może tylko brakowało kilku
centymetrów wzrostu więcej. To jednak zawsze można nadrobić wysokimi szpilkami,
które wypatrzyłam zaledwie wczoraj w Zarze. Obróciłam się kolejny raz dookoła
własnej osi, by włosy same się ułożyły. Jeszcze tylko moje ulubione perfumy i
byłam gotowa do wyjścia.
Dzwonek do drzwi rozbrzmiał
punktualnie o dziewiętnastej. Wzięłam głęboki wdech. W dalszym ciągu starałam
przekonać samą siebie, że ta urodzinowa impreza z siatkarzami to nic takiego.
Dobrze widziałam, że nie będzie tam Kubiaka, ale w dalszym ciągu się obawiałam
tego, co tam może się wydarzyć.
Po otwarciu drzwi moim oczom ukazał
się ogromny bukiet czerwonych róż. Nie spodziewałam się takiego gestu po
Grzesiu. Kiedyś próbował być romantyczny i jasno dałam mu do zrozumienia, że
nie potrzebuję tego.
- Cześć
– za bukietem nie czaił się Łomacz. Moje oczy zapewne przybrały kształt
pięciozłotówek, a usta nie chciały się zamknąć. Dopiero po chwili dotarło do
mnie, że mam przed sobą nie kogo innego,
jak mojego słodkiego Fina.
- Cześć
– zapiszczałam radośnie, rzucając się na jego szyję. – Co ty tutaj robisz?
-
Przyjechałem na urodziny mojego kolegi z drużyny – odpowiedział z rozbrajającym
uśmiechem. – Od Gregora dowiedziałem się, że ty również idziesz na to
przyjęcie, więc jestem.
-
Cieszę się – poczułam, że na moje policzki wkraczają rumieńce. Nie chcąc się z
nich tłumaczyć, chwyciłam płaszcz, torebkę i opuściłam mieszkanie w
towarzystwie mojego Fina.
W drodze na to całe przyjęcie
urodzinowe rozmawialiśmy o ostatnich wydarzeniach z naszego życia. Przecież nie
o wszystkim można było powiedzieć sobie na Skype lub przez smsy. Dowiedziałam
się, że Eemi planuje w następnym sezonie przejść do znacznie lepszego klubu.
Wspomniałam coś, opierając się na swojej skromnej wiedzy na tematy siatkarskie,
że najlepsze drużyny są w Polsce i Rosji. Wiedziałam również, że włoska
siatkówka przeżywa drobny kryzys – lepiej nie ryzykować gry przez cały sezon za
psie pieniądze. Na to określenie Eemi zaśmiał się serdecznie, a przy okazji
wyraził swój podziw nad moją znajomością tematu. Stwierdził również, że to ja
powinnam zostać jego managerem. Nie potraktowałam jego słów serio. Nie miałam
pojęcia o siatkówce. Niby skąd mogłam wiedzieć, że on tak na poważnie o tym
powiedział.
- Eemi,
tobie to chyba mózg zamarzł – mruknęłam, gdy już zbliżaliśmy się do naszego
celu. Całe szczęście. Inaczej to ja bym zamarzła! – Nie gadaj głupot pod
tytułem: zostaniesz moją managerką. Ja się na tym nie znam.
- Oj
tam – wzruszył ramionami. No tak. Cały Tervaportti. Jak przychodzi co do czego,
to jest mu wszystko jedno. – Orientujesz się mniej więcej jakie kluby są dobre
i to wystarczy.
- Głupi
jesteś – prychnęłam, naciskając dzwonek do drzwi, które na całe szczęście
szybko się otworzyły. Nie miałam ochoty dłużej ciągnąć tego tematu. Nie zostanę
managerką. Niech mnie sam Kubiak nawet o to prosi! Nie będę zajmować się czymś,
o czym nie mam praktycznie zielonego pojęcia.
Złożyłam życzenia jubilatowi,
wręczyłam skromny prezent i zaszyłam się w kącie. Zewsząd otaczali mnie
siatkarze. Mój najgorszy koszmar praktycznie się spełnił. Większość zebranych
przybyła razem ze swoimi partnerkami. Z nimi również ciężko mi było zamienić
chociaż słowo. Znały się bardzo dobrze. Ja byłam nowa. Nie zostałam w prawdzie
odrzucona, ale wolałam sama się wycofać. Nawet nie miałam pojęcia o czym
gadają. Sprawy urody i mody również nie należały do moich mocnych stron. W
końcu zdecydowałam wziąć kieliszek szampana i usiąść na kanapie. Eemi również
gdzieś przepadł. Byłam pewna, że nadrabia stracony czas wraz ze swoimi
kolegami. Nie mogłam mu tego zabronić. Właściwie to nie miałam prawa zabraniać
mu czegokolwiek. Nie byliśmy parą, a jedynie przyjaciółmi.
Zostałam wyrwana ze świata swoich
myśli przez Grześka. Po jego rozświetlonych oczach szybko rozpoznałam, że wypił
niejednego drinka. Otoczył mnie ramieniem i westchnął kilka razy.
-
Ucieszyłaś się na widok mojego prezentu dla ciebie? – Wybełkotał, kończąc
pytanie czknięciem. Stłumiłam śmiech.
-
Oczywiście Grzesiu. Dziękuję – uśmiechnęłam się promiennie, czego Łomacz
oczywiście nie mógł zauważyć z głową na moim ramieniu.
- O
jasna cholera – wymruczał mój przyjaciel, o mały włos nie spadając przy tym z
kanapy. Pomogłam mu odzyskać równowagę. Próbował się uśmiechnąć, ale zamiast
tego wyszedł jakiś grymas. Zmrużyłam oczy kiedy zaproponował byśmy udali się do
kuchni w poszukiwaniu jakiegoś alkoholu.
-
Jestem pewna, że masz już dość – oznajmiłam.
- W
takim razie chodźmy na balkon. Muszę się przewietrzyć.
-
Nigdzie nie pójdziesz, bo…
-
Jagoda?
Zamarłam słysząc za swoimi plecami
znajomy głos. Prawą dłoń zacisnęłam mocniej na przedramieniu Grześka, który
stęknął cicho. Należało mu się! Niepotrzebnie zapraszał mnie na tą imprezę.
Wiedział przecież, że nie chcę przebywać w towarzystwie siatkarzy. Jeśli nie
powiedziałam mu tego wprost, to mógł czytać między wierszami, kiedy się
wykręcałam.
-
Jagoda – wyszeptał, a w moich oczach zalśniły łzy. Zagryzłam nerwowo dolną
wargę, próbując powstrzymać szloch.
-
Wszystko w porządku? – Eemi wyrósł jak spod ziemi. Odetchnęłam cicho, kiedy znalazłam
się w jego silnych ramionach. Uratował mnie zapewne przed popełnieniem
największego błędu w moim życiu. Nie mogłam tak łatwo wybaczyć. Nie… to
zdecydowanie nie było w moim stylu.
-
Chodźmy stąd. Proszę – powiedziałam cicho, nie odrywając się od Fina. Czułam,
że skinął głową.
~*~
Na wstępie pragnę Was przeprosić za nieobecność na Waszych blogach. Znaczy się: czytam, ale nie mam czasu już na skomentowanie ze względu na naukę do egzaminu z matmy.
Dzisiaj dostałam plan zajęć. Padłam na twarz. Ktoś chce się pośmiać? Jeśli tak, to odsyłam tutaj. W związku z takim nawałem zajęć nie będzie nowych opowiadań. Będę kończyć stare, może coś zacznę pisać, ale pojawi się wtedy dopiero gdy ukończę całą historię.
I z ogłoszeń parafialnych tyle. A kto zamówił u mnie szablon i jeszcze go nie dostał - odezwać się na gadu (7243467).
Muszę przyznać, że odważyła się odważny krok. Ja nie wiem,czy po tym wszystkim,chciałabym znaleźć się w towarzystwie siatkarzy. Niech zgadnę, czyżby Kubiak i tam zawitał? ;> A może to odpowiedni czas, by szczerze porozmawiać? Jednym słowem : nie zazdroszczę Jagodzie. + Mi się w Twoim planie najbardziej podoba piątek :D
OdpowiedzUsuńOj ten Grzesiu. Zaprosił Kubiaka chyba z nadzieją, ze Jagoda z nim porozmawia i że się pogodzą. Dobrze, ze był z nią Emi :)
OdpowiedzUsuńA co do twojego planu lekcji to zdecydowanie uwielbiam piątek :D
Czy ja dobrze myślę że to był Michał, a co ja mam myśleć, jasne że to był on. Tak to jest jak się igra z ogniem(impreza wśród siatkarzy) W sumie to podziwiam za odwagę, bo ja bym nie poszła na te urodziny, jak się odcinać, to się odcinać, bo niby myślała że Kubiak na drugim końcu Polski a tutaj proszę, tak to się zazwyczaj kończy.
OdpowiedzUsuńWspółczuję szczególnie środy i czwartku z twojego planu. Ja swojego jeszcze nie mam, aż się boje co bedzie
O Matko, czy ja dobrze myśle, że to był Kubiak ? Może dobrze, że tam się pojawił, być może porozmawiają i się pogodzą. :) Dlaczego przerwałaś w takim momencie ? :D
OdpowiedzUsuńPiątek mi się podoba u Cb na planie :D
Pozdrawiam :*
No cóż, ja również nie odważyłabym się pójść na te urodziny. Jednak taki prezent jak Eemi i tak by mnie przekonał :).
OdpowiedzUsuńCzyżby Kubiak zatęsknił za przyjaciółką? Być może teraz jest najlepszy czas na rozmowę. Szczerą.
Mi również podoba się piątek w Twoim planie lekcji ;).
Pozdrawiam!
Czyżby Kubiak szukął kontaktu z Jagodą??? Myślę, że to troszkę późno...
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZapraszam na VIII rozdział jestemy-sobie-przeznaczeni.blogspot.com
OdpowiedzUsuńAśka ;*