23 lipca 2012

3. Przeraża mnie ta bliskość.


            Jedyny wniosek po całonocnej rozmowie z Kubiakiem? Diana to zimna suka, która nigdy na niego nie zasługiwała! Kiedy Misiek poszedł odwiedzić Dominikę, ta ździra zrobiła mu awanturę. Prawie na środku ulicy. Znalazło się mnóstwo osób, które z chęcią przysłuchiwały się kłótni. Nie zdziwiłam się, kiedy zajrzałam na portal ciacha.net (oj tam, czasem mi się zdarza) i zobaczyłam nagłówek do artykułu: Michał Kubiak chyba jeszcze niejednym nas zaskoczy. Wiedziałyście, że ma córkę?! Nawet sportowcy nie mogą liczyć na odrobinę prywatności. Teraz już każda fanka siatkówki wiedziała, iż Misiek jest ojcem. Odpuściłam sobie czytanie komentarzy. Nie chciałam jeszcze bardziej psuć sobie humoru. Mogłam jedynie cieszyć się, że napalone fanki jeszcze nie powiązały mojej osoby z żadnym siatkarzem.
            Koleżanki w pracy często mnie pytały, jaki jest Michał Kubiak. Przedstawiałam go, jako wspaniałego przyjaciela. Zawsze uśmiechnięty, pogodny, radosny, życzliwy i jeszcze kilka dobrych określeń by się znalazło. Pytały też, czy nic więcej nas nie łączy. Zawsze parskałam śmiechem. Misiek był przyjacielem. Nigdy nie myślałam o nich w kategorii kogoś więcej. Zdawało się, że on również ma dość nieudanych związków i fałszywej miłości.
            Siedziałam przy biurku i obserwowałam, jak moje dzieci grzecznie się bawią. Miałam zmianę popołudniową, więc zdążyłam wyleczyć lekkiego kaca. Misiek nawet odważył się mnie podrzucić do przedszkola. Ulżyło mu. Wygadał się, rzucił kilkoma przekleństwami i znów był tym samym Kubiakiem. Zapytał nawet grzecznie, czy może urządzić imprezę. Trener do końca tygodnia dał drużynie wolne. Chcieli się trochę pobawić. Ale czy na serio musieli w moim mieszkaniu? Oczywiście się zgodziłam. Michałowi Kubiakowi się nie odmawia. Już żałowałam tej decyzji, ale nie mogłam zmienić zdania.
- Pani Jagodo, możemy porozmawiać? – Przy moim biurku zjawiła się dyrektorka. Powoli zaczynałam posądzać tą kobietę o wampiryzm. Poruszała się bezszelestnie, nie wyglądała na swoje pięćdziesiąt lat i wysysała z ludzi całą energię życiową.
            Skinęłam głową. Dyrektorka usiadła naprzeciwko mnie i wbiła te błękitne patrzałki.
- Słyszałam, że ma pani dość dobre kontakty z naszą drużyną siatkarską. Pomyślałam, że można by zorganizować spotkanie.
- Ale ja...
- Wiedziałam, że to nie będzie problem.
            I to by było na tyle. Kiedy dyrektorka wyszła, wybrałam numer do Zbyszka. To on był kapitanem drużyny. Załatwiał też sprawy związane z takimi właśnie imprezami. Odebrał po drugim sygnale. Szybko przedstawiłam mu sytuację. Oczywiście śmiał się ze mnie. Stwierdził, że jestem zbyt uległa. Tak, miałam ochotę rozszarpać go przez telefon. Szkoda, że takie cuda nie są jeszcze możliwe. Wszystko w swoim czasie. Niech tylko ten przeklęty gad pojawi się na imprezie. Postaram się, by zapamiętał ją do końca życia!
            Koniec końców udało mi się jednak załatwić spotkanie z siatkarzami dla maluchów. Miały to być fantastyczne trzy godziny spędzone na hali Jastrzębskiego Węgla. Rzecz jasna nie poleciałam z radosną nowiną do dyrektorki. Nie chciałam by uważała mnie za posłuszną dziewuszkę, która jest na jej każde skinienie.
            Powróciłam do domu parę minut po godzinie dziewiętnastej. Wszystko przez nieodpowiedzialnych rodziców lub ich przeklętą pracę. Już niejednokrotnie zdarzało się, że po prostu zapominali o swoich dzieciach. Albo chcieli od nich trochę odpocząć. W przypadku tych rudych bliźniaków to ja się w sumie nie dziwię. Zazwyczaj po dwóch godzinach mam ich dość.
- Jaga, mam coś dla ciebie – ledwo przekroczyłam próg mieszkania, a Kubiak już wcisnął mi szklankę z jakąś błękitną cieczą.
- Czy ja mogę chociaż się rozebrać? – Mruknęłam odstawiając szklankę na szafkę.
- A mogę ci pomóc? – Obok mnie zjawił się Zbyszek, który jak zwykle do rozbierania był pierwszy. Posłałam mu mordercze spojrzenie  i zapewniłam, że dam sobie radę sama.
            W salonie zastałam już większość jastrzębskiej drużyny. Skrzywiłam się. Miałam nadzieję, że pojawią się również dziewczyny. Z nimi nie groziło mi zapicie się do nieprzytomności. Pilnowały mnie. No i zawsze było do kogo się odezwać. Teraz czekało mnie kilka godzin w towarzystwie samych siatkarzy, którzy mają tylko dwa tematy do rozmów: następny mecz i piękne kobiety. To pierwsze mnie nie interesowało. Do drugiego się nie zaliczałam. Chociaż kilku osobników uparcie twierdziło, że jestem zbyt skromna. A ja po prostu jestem realistką. Mam zaledwie metr sześćdziesiąt pięć wzrostu. Waga całkiem przeciętna. Do tego widoczne piegi na nosie i policzkach, błękitne oczy i włosy w kolorze, który trudno określić jednoznacznie. Zdecydowanie nie byłam w typie siatkarzy. I wzajemnie!
- Jadźka, oficjalnie oświadczam, że zabierasz się z nami na kolejny mecz – pijany Zbyszek otoczył mnie ramieniem. – Będziemy w Bełchatowie.
- Cudownie. A czy to coś zmieni w moim życiu?
- Spędzisz ze mną trochę więcej czasu – no tak, to przecież oczywista oczywistość. – Nie cieszysz się?
- Skaczę wręcz z radości.
            Wystarczyły dwie godziny, bym straciła cierpliwość do gości i zamknęła się w swoim pokoju. Przez jakiś czas dobijał się do drzwi Zbyszek z Gawryszewskim. Brak jakiejkolwiek odpowiedzi sprawił, że dali sobie spokój. Pewnie pomyśleli, że smacznie śpię, ale sen nie chciał przyjść. Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w biały sufit. Rozmyślałam o swoim życiu. Próbowałam znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie, dla którego ostatnimi czasy nic się nie układało. Najpierw narzeczony mnie zostawił, później ta dyrektorka z przedszkola postanowiła uprzykrzać mi życie.
            Nie wiedzieć kiedy – udało mi się zasnąć. Morfeusz przygotował dla mnie jakiś piękny sen, który został przerwany przez jakiegoś osobnika. Usiadł on ciężko na materacu, a łóżko cicho skrzypnęło. Otworzyłam powoli oczy. Zdałam sobie sprawę z tego, że w mieszkaniu panuje głucha cisza oraz nieprzeniknione ciemności. Jedynie wątłe światło księżyca oświetliło twarz mojego gościa. Przeniosłam się do pozycji siedzącej, a szatyn natychmiast wtulił się w moje ramię. Gładziłam go po włosach czując, że to i tak nie jest dla niego zbyt duże pocieszenie. Nigdy nie byłam dobra w te klocki. A przynajmniej nie w jego przypadku.
- Jestem złym ojcem – zawył cicho, nie odsuwając się ode mnie. – Moja córka mnie nienawidzi i pewnie nigdy mi nie wybaczy.
- Użalanie się nad własnym losem nic tobie nie da.
- Więc co powinienem zrobić?
- To twoje życie i twoje dziecko. Ty już dobrze wiesz, co musisz zrobić.
            Dopiero teraz Kubiak się ode mnie odsunął. Był pijany. Mocno pijany! W jego oczach, mimo ciemności, dostrzegłam smutek. Nie mogłam się powstrzymać, by nie ująć jego twarzy w dłonie. Zachowywałam się irracjonalnie. Pewnie byłam zaspana. Przez krótką chwilę pomyślałam o tym, że jednak mój współlokator jest całkiem seksowny i chociaż raz, przez krótką chwilę, chciałabym posmakować jego ust.
- Jagoda, jesteś cudowną przyjaciółką – no i czas na powrót do rzeczywistości. Westchnęłam cicho. Gdy zapytał, czy może się położyć razem ze mną, zgodziłam się. Dobrze wiedziałam, że jego łóżko zajmuje któryś z jastrzębian.
            Michał ułożył się pod ścianą. Odsunęłam się od niego najbardziej, jak tylko mogłam. Po raz pierwszy pomyślałam o Kubiaku, nie jak o moim przyjacielu. Zaniepokoiło mnie to. Po poprzednim, nieudanym związku, nie chciałam kolejnego zawodu miłosnego. Nie chciałam zakochiwać się we własnym przyjacielu. To by było zdecydowanie nie na miejscu.
            Przysunął się bliżej. Czułam teraz na karku jego spokojny, ciepły oddech. Westchnęłam cicho. Omal nie pisnęłam, gdy jego ręka oplotła moją talię.
            Jeszcze długo nie mogłam zasnąć. Bliskość Michała po raz pierwszy mnie przerażała. Szukałam jakiejś wymówki, by przenieść się na kanapę w salonie. Jak na złość nie zaczął chrapać i zaczęło mi się to podobać. Miałam przy sobie przyjaciela.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz