Jedyny wniosek
po całonocnej rozmowie z Kubiakiem? Diana
to zimna suka, która nigdy na niego nie zasługiwała! Kiedy Misiek poszedł
odwiedzić Dominikę, ta ździra zrobiła mu awanturę. Prawie na środku ulicy.
Znalazło się mnóstwo osób, które z chęcią przysłuchiwały się kłótni. Nie
zdziwiłam się, kiedy zajrzałam na portal ciacha.net (oj tam, czasem mi się
zdarza) i zobaczyłam nagłówek do artykułu: Michał Kubiak chyba jeszcze niejednym nas
zaskoczy. Wiedziałyście, że ma córkę?! Nawet sportowcy nie mogą liczyć
na odrobinę prywatności. Teraz już każda fanka siatkówki wiedziała, iż Misiek
jest ojcem. Odpuściłam sobie czytanie komentarzy. Nie chciałam jeszcze bardziej
psuć sobie humoru. Mogłam jedynie cieszyć się, że napalone fanki jeszcze nie
powiązały mojej osoby z żadnym siatkarzem.
Koleżanki
w pracy często mnie pytały, jaki jest Michał Kubiak. Przedstawiałam go, jako
wspaniałego przyjaciela. Zawsze uśmiechnięty, pogodny, radosny, życzliwy i
jeszcze kilka dobrych określeń by się znalazło. Pytały też, czy nic więcej nas
nie łączy. Zawsze parskałam śmiechem. Misiek był przyjacielem. Nigdy nie
myślałam o nich w kategorii kogoś więcej.
Zdawało się, że on również ma dość nieudanych związków i fałszywej miłości.
Siedziałam
przy biurku i obserwowałam, jak moje dzieci grzecznie się bawią. Miałam zmianę
popołudniową, więc zdążyłam wyleczyć lekkiego kaca. Misiek nawet odważył się
mnie podrzucić do przedszkola. Ulżyło mu. Wygadał się, rzucił kilkoma
przekleństwami i znów był tym samym Kubiakiem. Zapytał nawet grzecznie, czy
może urządzić imprezę. Trener do końca tygodnia dał drużynie wolne. Chcieli się
trochę pobawić. Ale czy na serio musieli w moim mieszkaniu? Oczywiście się
zgodziłam. Michałowi Kubiakowi się nie odmawia. Już żałowałam tej decyzji, ale
nie mogłam zmienić zdania.
- Pani Jagodo, możemy porozmawiać? – Przy
moim biurku zjawiła się dyrektorka. Powoli zaczynałam posądzać tą kobietę o
wampiryzm. Poruszała się bezszelestnie, nie wyglądała na swoje pięćdziesiąt lat
i wysysała z ludzi całą energię życiową.
Skinęłam
głową. Dyrektorka usiadła naprzeciwko mnie i wbiła te błękitne patrzałki.
- Słyszałam, że ma pani dość dobre
kontakty z naszą drużyną siatkarską. Pomyślałam, że można by zorganizować
spotkanie.
- Ale ja...
- Wiedziałam, że to nie będzie problem.
I
to by było na tyle. Kiedy dyrektorka wyszła, wybrałam numer do Zbyszka. To on
był kapitanem drużyny. Załatwiał też sprawy związane z takimi właśnie
imprezami. Odebrał po drugim sygnale. Szybko przedstawiłam mu sytuację.
Oczywiście śmiał się ze mnie. Stwierdził, że jestem zbyt uległa. Tak, miałam
ochotę rozszarpać go przez telefon. Szkoda, że takie cuda nie są jeszcze
możliwe. Wszystko w swoim czasie. Niech tylko ten przeklęty gad pojawi się na
imprezie. Postaram się, by zapamiętał ją do końca życia!
Koniec
końców udało mi się jednak załatwić spotkanie z siatkarzami dla maluchów. Miały
to być fantastyczne trzy godziny spędzone na hali Jastrzębskiego Węgla. Rzecz
jasna nie poleciałam z radosną nowiną do dyrektorki. Nie chciałam by uważała
mnie za posłuszną dziewuszkę, która jest na jej każde skinienie.
Powróciłam
do domu parę minut po godzinie dziewiętnastej. Wszystko przez nieodpowiedzialnych
rodziców lub ich przeklętą pracę. Już niejednokrotnie zdarzało się, że po
prostu zapominali o swoich dzieciach. Albo chcieli od nich trochę odpocząć. W
przypadku tych rudych bliźniaków to ja się w sumie nie dziwię. Zazwyczaj po
dwóch godzinach mam ich dość.
- Jaga, mam coś dla ciebie – ledwo
przekroczyłam próg mieszkania, a Kubiak już wcisnął mi szklankę z jakąś
błękitną cieczą.
- Czy ja mogę chociaż się rozebrać? –
Mruknęłam odstawiając szklankę na szafkę.
- A mogę ci pomóc? – Obok mnie zjawił się
Zbyszek, który jak zwykle do rozbierania był
pierwszy. Posłałam mu mordercze spojrzenie
i zapewniłam, że dam sobie radę sama.
W
salonie zastałam już większość jastrzębskiej drużyny. Skrzywiłam się. Miałam
nadzieję, że pojawią się również dziewczyny. Z nimi nie groziło mi zapicie się
do nieprzytomności. Pilnowały mnie. No i zawsze było do kogo się odezwać. Teraz
czekało mnie kilka godzin w towarzystwie samych siatkarzy, którzy mają tylko
dwa tematy do rozmów: następny mecz i piękne kobiety. To pierwsze mnie nie
interesowało. Do drugiego się nie zaliczałam. Chociaż kilku osobników uparcie
twierdziło, że jestem zbyt skromna. A ja po prostu jestem realistką. Mam
zaledwie metr sześćdziesiąt pięć wzrostu. Waga całkiem przeciętna. Do tego
widoczne piegi na nosie i policzkach, błękitne oczy i włosy w kolorze, który
trudno określić jednoznacznie. Zdecydowanie nie byłam w typie siatkarzy. I
wzajemnie!
- Jadźka, oficjalnie oświadczam, że
zabierasz się z nami na kolejny mecz – pijany Zbyszek otoczył mnie ramieniem. –
Będziemy w Bełchatowie.
- Cudownie. A czy to coś zmieni w moim
życiu?
- Spędzisz ze mną trochę więcej czasu –
no tak, to przecież oczywista oczywistość. – Nie cieszysz się?
- Skaczę wręcz z radości.
Wystarczyły
dwie godziny, bym straciła cierpliwość do gości i zamknęła się w swoim pokoju.
Przez jakiś czas dobijał się do drzwi Zbyszek z Gawryszewskim. Brak
jakiejkolwiek odpowiedzi sprawił, że dali sobie spokój. Pewnie pomyśleli, że
smacznie śpię, ale sen nie chciał przyjść. Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w
biały sufit. Rozmyślałam o swoim życiu. Próbowałam znaleźć jakieś sensowne
wytłumaczenie, dla którego ostatnimi czasy nic się nie układało. Najpierw
narzeczony mnie zostawił, później ta dyrektorka z przedszkola postanowiła
uprzykrzać mi życie.
Nie
wiedzieć kiedy – udało mi się zasnąć. Morfeusz przygotował dla mnie jakiś
piękny sen, który został przerwany przez jakiegoś osobnika. Usiadł on ciężko na
materacu, a łóżko cicho skrzypnęło. Otworzyłam powoli oczy. Zdałam sobie sprawę
z tego, że w mieszkaniu panuje głucha cisza oraz nieprzeniknione ciemności.
Jedynie wątłe światło księżyca oświetliło twarz mojego gościa. Przeniosłam się
do pozycji siedzącej, a szatyn natychmiast wtulił się w moje ramię. Gładziłam
go po włosach czując, że to i tak nie jest dla niego zbyt duże pocieszenie.
Nigdy nie byłam dobra w te klocki. A przynajmniej nie w jego przypadku.
- Jestem złym ojcem – zawył cicho, nie
odsuwając się ode mnie. – Moja córka mnie nienawidzi i pewnie nigdy mi nie wybaczy.
- Użalanie się nad własnym losem nic
tobie nie da.
- Więc co powinienem zrobić?
- To twoje życie i twoje dziecko. Ty już
dobrze wiesz, co musisz zrobić.
Dopiero
teraz Kubiak się ode mnie odsunął. Był pijany. Mocno pijany! W jego oczach,
mimo ciemności, dostrzegłam smutek. Nie mogłam się powstrzymać, by nie ująć
jego twarzy w dłonie. Zachowywałam się irracjonalnie. Pewnie byłam zaspana.
Przez krótką chwilę pomyślałam o tym, że jednak mój współlokator jest całkiem
seksowny i chociaż raz, przez krótką chwilę, chciałabym posmakować jego ust.
- Jagoda, jesteś cudowną przyjaciółką –
no i czas na powrót do rzeczywistości. Westchnęłam cicho. Gdy zapytał, czy może
się położyć razem ze mną, zgodziłam się. Dobrze wiedziałam, że jego łóżko
zajmuje któryś z jastrzębian.
Michał
ułożył się pod ścianą. Odsunęłam się od niego najbardziej, jak tylko mogłam. Po
raz pierwszy pomyślałam o Kubiaku, nie jak o moim przyjacielu. Zaniepokoiło
mnie to. Po poprzednim, nieudanym związku, nie chciałam kolejnego zawodu
miłosnego. Nie chciałam zakochiwać się we własnym przyjacielu. To by było
zdecydowanie nie na miejscu.
Przysunął
się bliżej. Czułam teraz na karku jego spokojny, ciepły oddech. Westchnęłam
cicho. Omal nie pisnęłam, gdy jego ręka oplotła moją talię.
Jeszcze
długo nie mogłam zasnąć. Bliskość Michała po raz pierwszy mnie przerażała.
Szukałam jakiejś wymówki, by przenieść się na kanapę w salonie. Jak na złość
nie zaczął chrapać i zaczęło mi się to podobać. Miałam przy sobie przyjaciela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz